poniedziałek, 27 lutego 2017

#6 Pamiętnik

Poprzedni dzień minął na dalszych rozmowach z nowymi znajomymi. Głównie mówiła Alice i nie dawała sobie przerwać. Czasem Chris lub Lily coś wtrącali. Olivier poszedł natomiast na samotny spacer i wrócił dopiero pod wieczór.
Potem cała czwórka wezwała służących, którzy zaprowadzili ich do pokoi i podali kolację. Komnaty Lily składały się z pięciu olbrzymich pomieszczeń. Przez główne drzwi wchodziło się do salonu, gdzie stała długa mięciutka kanapa okryta futrem. Niedaleko stały jeszcze dwa fotele i stolik. Pod nim leżał jeszcze dywan. W kącie stał regał z książkami. Pokój ogrzewało jeszcze ciepło dużego kominka.
Drugim pokojem była sypialnia. Lily mogła wylegiwać się tam na olbrzymim łóżku z baldachimem. Zaczarowane instrumenty grały na zawołanie, co dodawało pokojowi uroku. Przy ścianie widać było również stół do masażu, który wyglądał bardzo kusząco.
Z sypialni dało się przejść do dwóch pomieszczeń: łazienki i garderoby. W tym pierwszym stała wielka przysznicowanna z funkcją masażu, bąbelkami i wygodną poduszką pod głowę. W szafkach leżała taka masa kosmetyków, że szafka Mileny, jej rok starszej sąsiadki, wyglądała jak dom Lily przy pałacu ciotki.
W garderobie natomiast dostrzegła najróżniejsze ubrania: czarodziejskie, mugolskie, luźne, eleganckie, letnie, wiosenne, jesienne, zimowe, do pływania, na narty, do biegania, jazdy na rowerze, łyżwach, snowboardzie, deskorolce i, oczywiście, piżamy. Wszystko zaczarowane, aby pasowało na dziewczynę. Poza tym znalazła jeszcze biżuterię o jakiej jej się nie śniło: bransoletki, naszyjniki, pierścionki, kolczyki oraz wiele innych.
Na koniec wróciła jeszcze do salonu i otwarła ostatnie drzwi – drzwi do gabinetu. W środku stało biurko, wygodny fotel, kolejne regały z książkami, kociołek oraz szafki pełne składników do eliksirów. W szufladzie znalazła jeszcze pióra, pergaminy i atramenty oraz kilka pustych zeszytów.
Odprawiła służącą – Bethany, pulchną, piegowatą blondynkę wyraźnie zadowoloną ze swojej pracy – i otworzyła jeden z zeszytów. Miała tu spędzić sporo czasu, a nawet nie spakowała pamiętnika!
Zaczęła pisać:
Cała ta sytuacja naprawdę pomaga mi w leczeniu dawnych ran. Pokłóciłam się z Severusem – mam szansę zdobyć nowych przyjaciół, szczególnie, że w Hogwarcie na moim roczniku nikt mnie nie lubi. Nie wiem, czemu. Chyba po prostu dużo się uczę i słabo mnie znają.
Olivier nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Ten wkurzający, ponury, milczący chłopak bardzo przypomina mi niektórych Ślizgonów. I to tych, z którymi zadaje się Snape.
Alice jest ożywioną pozytywną energią, choć jej gadatliwość może naprawdę wkurzać. Ale chyba to nie będzie większy problem.
Chrisa słabo poznałam, bo Alice ciągle mnie zagadywała, ale wydaje się miły. Choć pozory mogą mylić.
Pałac cioci (bo ciężko nazwać to domem) jest wspaniały. Moje komnaty są większe, niż cały dom rodziców. Ilość książek jakie mam do wyłącznej dyspozycji jest olbrzymia. Trzy regały tylko dla siebie!
Ciekawi mnie nazywanie nauki „szkoleniem”. Ogólnie jestem bardzo ciekawa lekcji, jednak ciocia Mary wyraźnie unikała tego tematu. Brzmi to podejrzanie.
Prawie zapomniałam o całym rzędzie wybitnych, które dostałam z SUM-ów. Jestem z siebie dumna!

Lily wrzuciła nowy pamiętnik z powrotem do szuflady i podeszła do regału z książkami, wyciągając pierwszą z brzegu pozycję.

poniedziałek, 20 lutego 2017

#5 Rozmowy z nowymi znajomymi

– Długo tu jesteście? – spróbowała zagadnąć Lily.
– Kilka godzin – odparła Alice. – Ja przybyłam jako pierwsza, później Olivier, a na końcu Chris – dodała.
– To twój pies? – spytała Evans Oliviera.
Kiwnął jedynie ponuro głową.
– Jak ma na imię?
Chłopak westchnął, wiedząc, że nie da mu spokoju.
– Canentia – odparł niechętnie.
– Ty wybierałeś?
– Nie.
– A kto?
– Siostra.
– Starsza czy młodsza?
– Młodsza.
– Jak ma na imię?
– Roxanne.
– Ile ma lat?
– Czternaście.
– A twój pies?
– Dwa.
– Zawsze tyle mówisz?
– Zależy.
– Od czego?
– Odczepisz się wreszcie? – spytał w końcu rozdrażniony.
Lily coraz mniej lubiła tego ponurego chłopaka. Zwróciła się do Alice:
– A ty masz jakieś zwierze?
– Tak. Nazywa się Melly i jest chomikiem. Dostałam ją na urodziny, siedemnastego czerwca. Na początku chciałam syryjskiego, ale w końcu polubiłam dżungalskiego. Jest taka urocza. W przeciwieństwie do mojego poprzedniego nigdy nie jest agresywna. A mówią, że samice są okropne! Co za brednie! Melly jest szara, a na grzbiecie ma dużą czarną ciapkę. Bardzo dużo je, martwię się o nią, że od tego umrze. I jeszcze jej oczka ropieją. Muszę jej dawać takie specjalne krople – wypluwała słowa tak szybko i w takich ilościach, że większość mogłoby to irytować, ale nie Lily. Miała dość milczących ludzi, którzy zaczynają mówić pewne rzeczy, których potem żałują. Jak Snape mógł to zrobić? I on się uważał za jej przyjaciela!
Zauważyła, że zamiast słuchać koleżanki coraz bardziej zanurza się we wspomnieniach. Otrząsnęła się i wróciła do słuchania Alice.

poniedziałek, 13 lutego 2017

#4 Służba

Rozmowa urwała się, gdy tylko Mary zbliżyła się do czwórki nastolatków. Lily szła zaraz za nią. Starała się nie wypaść przed nowymi znajomymi głupio, ale oczywiście potknęła się o wystającą płytę chodnikową i upadła, zdzierając kolano. Bolało ją niemiłosiernie, jednak wolała udawać twardą, mimo lejącej się z rany krwi. Dzięki temu mogła też zaobserwować reakcje poszczególnych osób.
Brunet jedynie zmarszczył czoło, widocznie nie wrażliwy na krzywdę innych. Blondyn chciał podejść do Lily, jednak ubiegła go różowowłosa. Pomogła niezdarnej dziewczynie się podnieść i przyjrzała się kolanu.
– Boli? – spytała.
– Troszeczkę – skłamała w odpowiedzi Evans. – Jestem Lily.
– A ja Alice – przedstawiła się radośnie dziewczyna. – A to Chris i Olivier. – Wskazała kolejno na blondyna i bruneta.
Chris uśmiechnął się do Lily przyjaźnie, a Olivier jedynie skinął głową, nawet na nią nie patrząc. Evans prychnęła w duchu.
– Lily to moja siostrzenica – wyjaśniła Mary. – Może usiądziemy, a ja wyjaśnię wam szczegóły waszej edukacji.
Cała piątka zasiadła w jednej z wielu białych altanek w ogrodzie. Ławki miały wbudowane poduszki, co zdecydowanie zapewniało komfort. Alice jednak nie mogła usiedzieć na miejscu i cały czas kręciła się i ruszała rękami, wystukiwała rytm butami czy pstrykała palcami pod stołem.
– Cała wasza czwórka jest łowcami, więc właśnie tego musicie się przede wszystkim nauczyć. Każdy z was należy również do przynajmniej jednej, innej rasy, jednak szkolenia z posługiwania się ich umiejętnościami odbędą się później. Aby jednak zostać łowcą trzeba znać bardziej zaawansowane zaklęcia czarodziei, o ile oczywiście się nimi jest. Ich właśnie będziecie uczyć się w moim zamku, następnie zaś zostaniecie przeniesieni na szkolenie łowców, do ich Twierdzy. Tutaj będziecie uczyć się także bardziej przydatnych przydatnych przedmiotów szkolny, na przykład eliksirów, rozpoznawania roślin i zwierząt. Większość tych umiejętności rozwinięcie jednak dopiero w Twierdzy. Jakieś pytania?
– Kto będzie nas uczył? – odezwała się niemal natychmiast Lily. – I jak będą wyglądać nasze lekcje?
– Uczyć was będą prywatni nauczyciele, jutro ich poznacie. Oni chyba lepiej opowiedzą wam o swoim sposobie prowadzenia lekcji. Wszystkie zajęcia będą się odbywały w skrzydle lekcyjnym, gdzie zaprowadzą was służący. Wystarczy, że naciśniecie ten guzik na zegarku, a przybiegną.
    Rozdała każdemu po jednym srebrnym urządzeniu, Lily dostał natomiast złote. Rzeczywiście, zamiast pokrętła do ustawiania godziny, nad dwunastką lśnił mały, kryształowy guzik.
– To ja was zostawiam. Jakbyście czegoś potrzebowali, wezwijcie służbę – rzekła Mary na odchodne.

poniedziałek, 6 lutego 2017

#3 Pałac

Gdy dzbanek herbaty stanął na stole, Mary zaczęła opowiadać:
– Jak wiesz, Ann, poza byciem czarodziejką miałam jeszcze kilka ciekawych umiejętności. Bezszelestny ruch, umiejętność odczytywania emocji i nadzwyczajna siła nie wzięły się znikąd. Przeszłam wiele szkoleń, aby je opanować. Umiejętności te są przekazywane genetycznie. Okazało się również, że rodzina twojego męża również posiada takie zdolności, niemal równie ciekawe. Połączyły się one w twoich córkach, jednak przez brak magicznego rdzenia u Petunii nie zostały aktywowane. Jednak u Lily mogą działać znakomicie. Mam kontakty z ludźmi, którzy mogą ją tego wszystkiego nauczyć. Według ludzkiego czasu w około pół godziny, według naszego w kilkanaście lat, jednak nie martw się. Lily dzięki swojej genetyce nie będzie się starzała, co najwyżej dorastała, a jej mięśnie będą się rozwijały. Lily ma w sobie krew Piątki Najwyższych, wampirów, elfów, pięciu rodzai nimf, łowców, jeźdźców, smoków, jednorożców, obrońców, sukkubów i wielu innych.
– S-suk-kub-bów? – wyjąkała Ann.
– Owszem. Czy wyrażacie zgodę na nauczenie Lily posługiwania się tymi wszystkimi umiejętnościami?
Lily spojrzała niepewnie na mamę.
– Myślę, że mogą one być przydatne na tej całej wojnie. Lily jest w niebezpieczeństwie. Jednak decyzja należy do niej.
– Zgadzam się – odparła Lily. – Gdzie odbędą się te szkolenia?
– W różnych miejscach.
Rozmawiały jeszcze przez kilka godzin, aż w końcu pożegnały się i Mary złapała Lily za rękę. Teleportowała się bezgłośnie.


Wylądowały przed olbrzymi pałacem z białego marmuru, przykrytym srebrnymi kopułami. Gnieniegdzie dostrzegła strzeliste wieże, które lśniły w świetle… słońca? Przecież był środek nocy! Wokół roztaczał się olbrzymi park pełen przeróżnych stworzeń. Wiewiórki ganiały się z psami, koty chodziły po ławkach, ptaki krzątały się wokół gniazd. Zobaczyła stado lecących hipogryfów, przez chwilę nawet wydawało jej się, że w pobliżu leci pegaz!
Na dziedzińcu stało troje szesnastolatków. Wysoka dziewczyna o różowych włosach energicznie skakała na skakance. Miała na sobie mugolskie ubrania: zieloną bluzkę z krótkim rękawem, dżinsy trzy czwarte i jaskraworóżowe trampki.
Obok niej o poręcz schodów opierał się przystojny brunet o raczej drobnej posturze. Lekko się garbił. Leniwym ruchem głaskał dużego psa, o ile Lily się orientowała, to był husky. Chłopak jako jedyny nic nie mówił, w przeciwieństwie do śmiejącej się dziewczyny i opowiadającego coś blondyna.
Drugi chłopak, potężnie zbudowany i opalony, widocznie starał się podtrzymać koncentrację. Był jeszcze przystojniejszy od bruneta, co było niemałym wyzwaniem. Jego swobodne ruchy bardzo przypominały jej Jamesa Pottera, jednak wydawał się mniej nachalny i bardziej skupiony.
– Chodź, Lily, przedstawię ci innych łowców z twojego rocznika – rzekła Mary, idąc w stronę nastolatków.